O wolności słowa i wolności w internecie

O wolności słowa i wolności w internecie

Kominek w wywiadzie dla Gazeta.pl powiedział, że wolność w internecie nie może polegać na tym, by każdy mówił, co chce. Zgadzam się z nim połowicznie: uważam, że w sieci każdy może mówić, co chce – nie może tego jedynie mówić gdzie chce.

Wbrew pozorom takie podejście nie różni się od tego, co mamy w życiu poza siecią. Wyobraź sobie, że masz sąsiada, który jest brzydki i śmierdzi. Znowu: to Twoja opinia, masz do niej prawo. Masz prawo rozmawiać o tym przy stole z Twoją rodziną. Ba, masz nawet prawo powiedzieć o tym temu sąsiadowi (z chęci grzecznego zwrócenia uwagi lub z czystej złośliwości, nie wnikam). Jeśli jednak sąsiad nie chce słyszeć Twojej opinii, nie masz prawa mu jej wciskać na siłę.

Nazywaj sobie sąsiada „brzydkim śmierdzielem” w gronie znajomych. Nazywaj tak w żartach z kolegami w pracy. Dopóki sąsiad może omijać Twoją opinię – dla swojego świętego spokoju – możesz mówić, co chcesz. Ale nie mów tak do Waszych wspólnych znajomych, nie pisz mu tego sprayem na klatce schodowej i nie śpiewaj mu tego pod balkonem. Bo wtedy jesteś hejterem – ludzie nie mają możliwości uciec od Twojego hejtu nawet jeśli chcą.

To właśnie moja definicja hejtera: osoba, która świadomie wciska swoją opinię komuś, kto nie chce jej słuchać w taki sposób, by przed wysłuchaniem tej opinii trudno było uciec. Słowem: człowiek, który świadomie rujnuje Twoje samopoczucie wiedząc, że musisz go wysłuchać.

Dodaj komentarz